Czego nie wiesz o pszczołach – wywiad z Moniką Leleń z Akademii Pszczelarza
Każdy wie, że pszczoły zapylają kwiatki, a my przy okazji mamy miód. Ale życie pszczół jest o wiele bardziej złożone. I ogromnie ekscytujące. Dlatego postanowiliśmy nieco Wam te niezwykle pożyteczne owady przybliżyć, próbując jednocześnie pokazać, że (PRAWIE) każdy może zostać pszczelarzem. Poniżej wywiad z Panią Moniką Leleń, ekspertem Akademii Pszczelarza w Krakowie. Pani Monika o pszczołach wie wszystko. Zawodowo zajmuje się hodowlą matek pszczelich. Wiele czasu poświęca również prowadzeniu warsztatów, zwłaszcza dla dzieci. Zaraża na nich i tych dużych i tych małych swoją miłością do pszczół. A miłość ta przebija w każdym wypowiedzianym przez nią słowie. Mamy nadzieję, że będzie biła z wielką mocą również ze słowa pisanego.
Pszczoły – ramka pełna miodu, autor: DebraBolding/pixabay.com
Zaznaczamy, że nie jest to artykuł sponsorowany, nikt nam za niego nie zapłacił. Zwróciliśmy się do Pani Moniki z prośbą o wywiad, bo uważamy, że należy propagować wiedzę na temat pszczół, by każdy mógł, na miarę własnych możliwości, je chronić i o nie dbać. A jeśli przy okazji czytania tej naprawdę ciekawej opowieści zapragnie zostać pszczelarzem, będzie to z korzyścią dla nasz wszystkich 🙂
Bo jak powiedział Albert Einstein: „Kiedy wyginie pszczoła, rodzajowi ludzkiemu pozostaną już tylko 4 lata”
Ogarnij Ogród: Kiedy, po co i z czyjej inicjatywy powstała Akademia Pszczelarza?
Monika Leleń: Akademia Pszczelarza nie powstała z dnia na dzień. Jednak formalnie był to przełom roku 2016 i 17. Edukację dotyczącą pszczelarstwa prowadziliśmy już od lat, ale zewsząd napływały do nas sygnały, że zarówno dorośli jak i młodzież oraz dzieci szukają miejsca, gdzie prowadzone byłyby profesjonalne szkolenia i warsztaty. Brakowało firmy, w której zajęcia będą na wysokim poziomie merytorycznym a rozliczenia oraz komunikacja będzie na odpowiednim poziomie organizacyjnym itd.
Jeśli chodzi o edukację dorosłych to okazało się, że w Polsce nie ma kompleksowych kursów, gdzie można byłoby zdobyć wiedzę i praktykę w przystępny dla początkujących osób sposób. Mam tu na myśli szczególnie nasz 10-cio miesięczny kurs pszczelarski. I chyba wciąż takich kursów nie ma, bo przyjeżdżają do nas ludzie z całej Polski – znad morza, z Mazur, ze Śląska.
Pszczoły, autor: Didgeman/pixabay.com
Wspólnie ze wspólnikiem (mistrzem pszczelarskim i wielkim miłośnikiem pszczół przyp. OO) utworzyliśmy spółkę i razem zaczęliśmy ciągnąć ten wózek. Z roku na rok nasz zespół się powiększa. Ludzie którzy z nami pracują to fantastyczne osoby, pełne pasji i zaangażowania w to co robimy w Akademii.
Ogarnij Ogród: Akademia Pszczelarza oferuje mini kurs weekendowy dla początkujących pszczelarzy lub tych, którzy zamierzają dopiero założyć pasiekę. Czy po takim kursie przeciętny człowiek jest w stanie stać się posiadaczem pszczelej rodziny i będzie ją umiał utrzymać bez uszczerbku dla niej?
Monika Leleń: Mini kurs pszczelarski przeznaczony jest dla osób, które nie miały wcześniej pszczół i nie do końca wiedzą z czym się wiąże ich posiadanie. W przeciwieństwie do dużego kursu, na który decydują się osoby zdeterminowane do założenia pasieki.
Kurs jest krótki, ale na tyle długi, że można podjąć świadomą decyzję, czy jesteśmy w stanie jako ludzie założyć pasiekę, prowadzić prawidłowo i utrzymywać pszczoły w dobrej kondycji. Mały kurs daje jego uczestnikom wiedzę podstawową, przygotuje do założenia pasieki, wskaże jaki sprzęt kupić, pomoże w doborze asortymentu. Jednak edukacja pszczelarska po kursie nie może się na tym zakończyć. Trzeba się dalej uczyć. Uczestnicy mini kursów bardzo często kontynuują u nas zdobywanie wiedzy na kursie 10 miesięcznym.
Pszczoły, autor: HelgaKa/pixabay.com
Zdarza się, że osoby biorące udział w mini kursie rezygnują z pomysłu założenia pasieki. Uświadamiają sobie bowiem, że mogą nie sprostać temu wyzwaniu, bo to jest po prostu duża odpowiedzialność. Zaczynają zdawać sobie sprawę z tego, ile się jeszcze muszą nauczyć, ile zainwestować, że pszczoły to nie tylko sama radość, ale trzeba im pomagać walczyć z chorobami, karmić, przygotowywać do zimy itd. Są i tacy, którzy mając 30-40 lat i pracując zawodowo chcą mieć pszczoły, ale po kursie dowiadują się ile trzeba poświęcić czasu na pszczelarstwo i odkładają tę decyzję w czasie np. na okres emerytury.
Ogarnij Ogród: Akademia Pszczelarza ma w swojej ofercie również kurs trwający kilka miesięcy. Czy jest wielu chętnych by zostać pszczelarzem? Ta profesja się odradza, a może zmierzamy do jej kresu? Czy interesują się nim ludzie młodzi?
Monika Leleń: Wygląda na to, że oferujemy jako jedyni w Polsce profesjonalny i kompleksowy kurs pszczelarski, a do tego dobrze zorganizowany. Od roku 2017 obserwujemy rosnące zainteresowanie naszymi kursami. Wynika to na pewno również z panującej mody. Pewnie, jak każda moda, ta również osłabnie, ale na dziś zainteresowanie jest bardzo duże. Co roku przyjmujemy 90 kursantów na kurs duży i dodatkowo powstaje jeszcze lista rezerwowa, gdyby ktoś z przyczyn osobistych zrezygnował. Nie zmieniły tego nawet dwa lata covidowe.
W 2020 roku w marcu, po wprowadzeniu obostrzeń musieliśmy wszystko, łącznie z zajęciami praktycznymi, przerzucić do internetu, a było to dla nas bardzo dużym wyzwaniem organizacyjnym. Nie jesteśmy przecież ekipą filmową tylko pszczelarzami. Ale wszystko się udało a kursanci byli bardzo zadowoleni, że nie odwołaliśmy zajęć tylko pojechaliśmy z kamerą do pasieki i zajęcia prowadziliśmy zdalnie. Z teorią oczywiście był mniejszy kłopot i do tej pory zajęcia teoretyczne prowadzimy zdalnie, a praktyki odbywają się już w pasiece.
Pszczoły – jajeczka złożone przez królową, autor: xiSerge/pixabay.com
Uczestnikami kursu są najczęściej 40 i 50 latkowie, ale jest również wielu młodych ludzi poniżej 30-tki a także osoby na emeryturze po 60-tce. Najmłodszy kursant roku 2021 miał 12 lat i już był posiadaczem pszczół. I choć w rodzinie tradycji pszczelarskich nie było, to stwierdził któregoś dnia, że bardzo chciałby mieć pszczoły. Założył pasiekę, rodzice go w tym wsparli i przyjeżdżał do nas, do Krakowa, aż z Wrocławia, choć było to dla niego organizacyjnie trudniejsze niż dla mieszkańców Krakowa czy okolic.
Ogarnij Ogród: Skąd u Pani zamiłowanie do pszczół? Z tego co czytałam zajmuje się Pani hodowlą matek pszczelich, ma Pani własną pasiekę?
Monika Leleń: Ja jestem przykładem pszczelarza, który odwrócił do góry nogami całe swoje życie, żeby zająć się pszczołami. Ukończyłam geografię, następnie otworzyłam przewód doktorski z geomorfologii i jestem tatrzańskim przewodnikiem górskim (obecnie nieaktywnym zawodowo). Zajmowałam się badaniem stożków piargowych w Tatrach. Już w zasadzie kończyłam swoje badania i zaczęłam pisać pracę, ale zupełnie niespodziewanie poznałam ludzi zajmujących się pszczelarstwem i w to pszczelarstwo tak jakoś dziwacznie się zaplątałam. Tak ciekawie opowiadali o pszczołach, że zafascynowało mnie to bardzo. W tym samym albo kolejnym roku poszłam do pasieki zobaczyć, jak to wszystko wygląda na żywo. I po kilku tygodniach zaczęłam pracować w Pasiece Szeligów która jest pasieką sprofilowaną na hodowlę matek pszczelich. Potem powstała Akademia Pszczelarza, a jeszcze wcześniej zaangażowałam się społecznie w Zrzeszenie Pszczelarzy Krakowskich, obecnie jestem tam Sekretarzem. Wszystko zaczęło się kręcić tylko wokół pszczół.
Gdybym wcześniej, w młodości, wiedziała cokolwiek o pszczelarstwie pewnie wybrałabym zootechnikę lub coś z weterynarii. Jednak los chciał inaczej, ale jak widać nie oznacza to, że nie da się tego nadrobić.
Ogarnij Ogród: Pszczoły to niezwykłe owady, co Panią do nich przyciągnęło, co w nich najbardziej fascynuje?
Monika Leleń: Na początku to wszystko. A później…to jest tak, że gdy się zaczyna poznawać świat pszczół, to na początku wszystko co jest oczywiste dla pszczelarzy, innego człowieka dziwi, choćby fakt, że pszczoły tańczą, albo że truteń, czyli osobnik męski, nie ma ojca, ale ma dziadka. I właśnie dlatego ludzi dość łatwo jest zainteresować pszczelarstwem, jest bowiem mnóstwo rzeczy dotyczących pszczół, które ludzi zadziwiają i oni wtedy zaczynają zadawać mnóstwo pytań.
Ogarnij Ogród: A zatem, kontynuując wątek – czego ludzie nie wiedzą o pszczołach, a wiedza ta wprawiłaby ich w osłupienie, zachwyt?
Monika Leleń: Choćby taniec pszczół. Pszczoły tańczą w ulu dlatego, że tym sposobem przekazują sobie informację, gdzie są pożytki. Po rozpoczęciu intensywnego sezonu, który trwa tak od kwietnia do sierpnia, gdy pszczoły zbierają już nektar, codziennie rano te, które pełnią role zwiadowczyń wylatują w teren i sprawdzają, co, gdzie i w jakich ilościach kwitnie. Tę wiedzę muszą przekazać innym robotnicom, więc po powrocie do ula tańczą by przekazać informacje na temat kierunku w którym zbieraczki powinny polecieć, jak daleko i jak dużo pszczół powinno udać się we wskazane miejsce, by zebrać cały dostępny tam nektar. Jest mnóstwo ciekawych rzeczy z życia pszczół, które fascynują, jest również wiele takich, o których jeszcze nie wiemy.
Pszczoły – ul, autor: _Alicja_/pixabay.com
Ale wiemy też, że każdy truteń ma dziadka, nie mając jednocześnie ojca. A dzieje się tak dlatego, że królowa matka składa dwa rodzaje jaj – zapłodnione i niezapłodnione. Z tych pierwszych rodzą się samice, mogą to być robotnice, a może być też matka pszczela, zależy to od sposobu w jaki będzie karmiona larwa po wykluciu z jaja. Gdy będzie karmiona wysokiej jakości mleczkiem pszczelim przez dłuższy czas – będzie matką; jeśli niższej jakości przez czas krótszy a następnie dojdzie do tego pyłek i miód, stanie się robotnicą.
W przypadku trutnia, to powstaje on z jaja niezapłodnionego, czyli jest wierną kopią swojej matki. Matka natomiast, w związku z tym, że jest samicą, miała dwoje rodziców, czyli i matkę, i ojca, który dla trutnia jest dziadkiem.
Ogarnij Ogród: A od czego zależy czy to jajo będzie zapłodnione albo niezapłodnione?
Monika Leleń: O tym czy w rodzinie mają pojawić się trutnie, kiedy i w jakiej ilości, decydują pszczoły robotnice. I budują wówczas na plastrach innego rodzaju komórki, nieco większe, bo truteń jest większy i grubszy od robotnicy. Matka natomiast ma w przednich odnóżach taką „miarkę” i ona nią sprawdza wielkość komórki. Jeśli jest mniejsza, wówczas wypuszcza jajeczko i wypuszcza plemnik, w związku z tym jajo zostaje zapłodnione i urodzi się z niego samica, jeśli natomiast wie, że komórka jest większa, wypuszcza samo jajeczko, bez plemnika. Jajo nie zostanie więc zapłodnione i wówczas urodzi się samiec, czyli truteń.
Ogarnij Ogród: Czy zatem widząc choćby jak tańczą, o pszczołach można powiedzieć, że są inteligentnymi stworzeniami?
Monika Leleń: Nie wiem, czy to jest inteligencja, czy to jest po prostu taki mechanizm, który one wytworzyły w procesie ewolucji. Bardziej mi pasuje określenie, że są „superorganizmem” i to określenie jest używane bardzo często. To dlatego, że pojedyncza pszczoła nie poradzi sobie, nie przeżyje. Natomiast one tworzą siłę, kiedy są razem, kiedy tworzą rodzinę i tę rodzinę można właśnie nazwać „superorganizmem”. I wbrew pozorom tym „superoranizmem” nie zarządza królowa matka, ale robotnice. To one podejmują większość decyzji, co też jest bardzo ciekawe. Tak, królowa matka to jest w zasadzie taka pszczoła na uwięzi w pałacu, która musi wykonywać polecenia, które wydają jej inne pszczoły, ale nie pojedyncze osobniki, ale cały organizm.
Pszczoły – robotnice, autor: byrev/pixabay.com
Ogarnij Ogród: Który z miodów jest najbardziej wartościowy i dlaczego? Który najbardziej Pani smakuje? Czy dużo zjada Pani miodu czy raczej szewc bez butów chodzi?
Monika Leleń: Osobiście unikam klasyfikacji miodów ze względu na ich wartości. Uważam, że każdy powinien jeść taki miód, który mu najbardziej smakuje, byleby go jadł. Oczywiście można doszukać się informacji, że np. miód spadziowy czy gryczany mają więcej żelaza, więcej właściwości antybiotycznych, albo miód wielokwiatowy jest miodem różnorodnym, zbierany bowiem z wielu kwiatów i ma największe zróżnicowanie pyłków. Miodu nie powinniśmy traktować jak lekarstwo, gdy już pojawia się problem chorobowy. Warto jeść go regularnie, choćby łyżeczkę dziennie, bo wtedy zwiększamy naszą odporność, jest to proces, a nie tylko reakcja na problem w organizmie. Warto traktować miód jak stosowany codziennie suplement dobrze zbilansowanej diety i wszystkich bardzo, bardzo zachęcam do tego by używać go zamiast cukru. Bo choć pod wpływem wysokiej temperatury traci niektóre swoje właściwości i tak zawsze będzie zdrowszy niż cukier.
Pszczoły – rozlewanie miodu, autor: cheerdj/pixabay.com
Zachęcanie wszystkich do stosowanie miodu na co dzień to moja mała misja. Podczas warsztatów dla dzieci, które prowadzimy w Akademii Pszczelarza, przemycamy takie informacje i dzieci na koniec otrzymują mały słoiczek miodu i zawsze obiecują, że jeśli będzie im smakowała herbata posłodzona miodem, to zamiast cukru będą używały miodu.
Ważne jest również by wybrać miód, który nie zmienia smaku herbaty, jak choćby miód gryczany, który ma bardzo intensywny smak. Miód akacjowy nadaje się do słodzenia herbaty a nawet kawy. Mój ulubiony to miód spadziowy iglasty, jem go w zasadzie codziennie, dlatego, że bardzo go lubię. Ale znam wielu pszczelarzy, którzy miodu nie jedzą.
Ogarnij Ogród: Jak długo żyją pszczoły?
Monika Leleń: Na to pytanie nie ma jednej odpowiedzi, to po pierwsze zależy jaki to osobnik a po drugie, jaka jest pora roku.
To może zacznijmy od pszczół robotnic. One w okresie sezonu, czyli od kwietnia do sierpnia żyją zaledwie 35 dni. Dlatego, że bardzo, bardzo intensywnie pracują i ta praca je tak wyczerpuje, że po 35 dniach umierają. To ważne, żeby zaznaczyć, że pszczelarze są bardzo wyczuleni na sposób, w jaki się mówi o tym, że pszczoły umierają. Pszczoły to są stworzenia, które ludzie darzą dużym szacunkiem. I w związku z tym nie powinniśmy umówić tak jak o innych zwierzętach, że zdychają. Z szacunku do nich do pracy jaką dla nas ludzi wykonują jako zapylacze.
W momencie, kiedy przygotowują się do zimy (zimowanie zapylaczy)to te pszczoły, które będą w kłębie zimowym, będą żyły 6 miesięcy. Przygotowują się do tego już pod koniec sezonu, unikając intensywnej pracy, są oszczędzane, bardzo dobrze wykarmione, takie tłuściutkie i przygotowane na to, żeby przeżyć 6 miesięcy w trudnych warunkach. W pewnym momencie spowalniają swój metabolizm i te wszystkie procesy, które w ich włochatych ciałach zachodzą są wolniejsze, co niewątpliwie oszczędza energię. Czyli te pszczoły, które się urodziły w sierpniu przeżywają zimę a, gdy zaczyna się wiosna (w marcu, kwietniu) zaczynają powoli umierać. W tym czasie matka zaczyna już składać nowe jaja, z których urodzą się kolejne pokolenia. I tak rozpocznie się ta wymiana pokolenia starego na nowe, wszystkie zimowe pszczoły umrą, a pojawią się pszczoły tegoroczne.
Pszczoła robotnica, autor: Lichtsammler/pixabay.com
Jeśli chodzi o trutnie, to one żyją albo do momentu unasiennienia matki pszczelej albo do jesieni gdy zostaną wyrzucone z ula przez pszczoły. Akt kopulacji, kolokwialnie rzecz ujmując, jest dla trutnia tak wyczerpujący, że po wszystkim odpada od matki i ginie. Jeśli natomiast truteń nie dostąpił zaszczytu przekazania genów dalej i stacjonuje w ulu, to robotnice przed zimą pozbywają się go. Przestają go karmić, aż w końcu osłabnie na tyle, że zostaje zabity i usunięty. Truteń nie potrafi żądlić, nie potrafi zbierać pyłku, nie potrafi zbierać nektaru, nie potrafi po sobie sprzątać. Wszystko za niego robią robotnice, jeszcze w dodatku muszą go karmić. Trzymanie takiego osobnika przez okres zimy, jest po prostu nieekonomiczne dla pszczół.
Natomiast matka pszczela żyje nawet do 5 lat. Zapewnia stałość rodziny pszczelej, konsoliduje ją. Matka w momencie, kiedy wylatuje na lot godowy unasiennia się i to nasienie wystarcza jej właśnie na te 5 lat. W momencie, kiedy już ten 4-5 rok jej życia zaczyna biec, to ilość plemników w zbiorniczku nasiennym jest coraz mniejsza, wówczas matka zaczyna składać częściej jaja niezapłodnione – tak jest w naturze. Natomiast w gospodarce pasiecznej, po 2 po 3 latach matkę wymienia się na nową.
Pszczoły – królowa matka ma opalitek, autor: xiSerge/pixabay.com
By wiedzieć w którym roku życia jest matka, w profesjonalnych pasiekach hodowlanych matki mają na grzbiecie tak zwany opalitek, czyli znaczek z kółeczkiem, który jest o określonym kolorze (jest 5 kolorów opalitków). Każdy kolor to dany rok, dlatego, że matka żyje 5 lat. System ten obowiązuje na całym świecie. I to właśnie pozwala pszczelarzowi bez prowadzenia specjalnych notatek wiedzieć z którego roku jest każda matka w jego pasiece. W tym roku (2022) na całym świecie matki, które się urodzą, będą oznaczone opalitkami koloru żółtego.
Ogarnij Ogród: Najciekawsze miejsca, gdzie przy Pani udziale stanęły ule?
Monika Lelek: Tutaj muszę nadmienić, że działam w 4 różnych podmiotach związanych z pszczelarstwem, w tym w 3 bardzo aktywnie. I tak jedno z nich to właśnie Akademia Pszczelarza, gdzie zajmujemy się szeroko pojętą edukacją, ale nie tylko. Zakładamy również pasieki dla firm i kompleksowo je prowadzimy.
Oprócz tego pracuję w hodowli matek pszczelich, jednej z największych w Polsce. Tutaj jestem i hodowcą, i inseminatorem matek pszczelich (sztuczne zapłodnienie matek). Oprócz tego jestem Sekretarzem w Zrzeszeniu Pszczelarzy Krakowskich i tu również, jako Zrzeszenie stawiamy pasieki, ale pod szyldem „Pasieki Kraków”. Są to pasieki miejskie, a my zajmujemy się realizacją tego projektu. I tutaj miejsca, gdzie stawiamy pasieki są bardzo interesujące. Choćby dach Galerii Kazimierz, gdzie stoją ule. Albo Ekospalarnia, na terenie której postawiliśmy pasiekę i pszczoły mają się tam bardzo dobrze.
Pszczoły – pasieka na dachu, autor: Dafydd Vaughan/flickr.com
Jeśli chodzi o Akademię Pszczelarza, to ciekawym miejscem jest teren fabryki Mercedes-Benz Manufacturing Poland w Jaworze czy dach salonu samochodowego Volvo w Krakowie. Mamy też pasieki w centrach logistycznych Segro na Śląsku. Także jest to ciekawy trend, gdzie firmy chcą, czy to z przekonań pro-eko czy też dla poprawy wizerunku, pomóc pszczołom. Niektóre firmy wychodzą z taką inicjatywą dla swoich pracowników, by zagwarantować im nie tylko pracę, ale również ciekawe hobby. Wówczas do pasieki dołączamy szkolenia i czasami jest tak, że przygotowujemy ich do przejęcia tej pasieki.
Ogarnij Ogród: Co sądzi Pani o ulach stawianych w miastach, to stanie się normą czy też jest to moda, która przeminie?
Monika Leleń: Ciężko powiedzieć. To jest trend, który już jakiś czas trwa. Myślę, że od kilku lat i utrzymuje się cały czas na stałym poziomie. W ciągu roku mamy 2, może 3 firmy w różnych rejonach Polski, dzięki którym powstają pasieki w miastach. Myślę, że to dobry kierunek, ale trzeba to robić rozsądnie, z głową. Np. Miasto Kraków wprowadziło konkretne zasady, które regulują pojawianie się pasiek w mieście. Jako Zrzeszenie Pszczelarzy Krakowskich, współtworzyliśmy projekt Pasieka Kraków i staraliśmy się podejść do tego mądrze. Powodem było wcześniejsze spotkanie z prof. Benedyktem Polaczkiem, który na stałe mieszka w Berlinie i tam ta moda na ule w mieście w pewnym momencie wymknęła się spod kontroli.
Pszczoły – rój, autor: balouriarajesh/pixabay.com
Doszło do tego, że ludzie stawiali ule nawet na balkonach i pszczoły zaczęły się roić, zawiązywały się np. na liniach tramwajowych. Dlatego realizując wspomniany projekt doprowadziliśmy do zmian w „Regulaminie porządku i czystości miasta Krakowa” i tam zamieszczone zostały wytyczne dotyczące zasad i możliwości rozmieszczania uli w mieście, w tym na dachach.
Pszczelarstwo w mieście zrobiło się modne, myślę że między innymi dlatego, że ludzie w miastach mają większą świadomość na temat ekologii i zdrowego odżywania niż mieszkańcy wsi, niestety. Chcą mieć przy domu własne małe pasieki, ale że przy okazji mieszkają w mieście, to tam je stawiają. Z drugiej strony miasto, to wbrew pozorom dobre miejsce dla pszczół, choćby dlatego, że nie ma tam oprysków i panuje najczęściej bardzo duża bioróżnorodność. Choćby Kraków, który ma mnóstwo nasadzeń roślin miododajnych.
Nasze kursy i zajęcia prowadzone są w Ogrodzie Botanicznym Uniwersytetu Jagiellońskiego, który znajduje się w samym centrum miasta i tam ilości miodu, które pszczoły są w stanie zebrać są po prostu olbrzymie. I ten miód jest wyjątkowo dobry. W miejscu tym panuje ogromna bioróżnorodność, dlatego miody są bardzo smaczne. Smak tego miodu kojarzy mi się ze smakiem herbaty z cytryną. Rosną tam bowiem również cytrusy. Nawet czasami wypuszczamy taką limitowaną serię tego miodu z Ogrodu Botanicznego, a na koniec każdego kursu każdy uczestnik zostaje obdarowany jednym słoiczkiem.
Ogarnij Ogród: Czy pszczoły chorują? Jakie są tego powody i czy można je leczyć?
Monika Leleń: Nawet trzeba. Tak naprawdę w obecnych czasach pszczelarze są w swojej pasiece małymi lekarzami weterynarii i muszą dbać o to, żeby pszczoły nie chorowały. Oczywiście chorób pszczół jest wiele, są i bakteryjne, i wirusowe, i grzybiczne. Natomiast najgroźniejszą i najtrudniejszą do okiełznania jest warroza, która wywoływana jest przez roztocz Varroa destructor. I to jest właściwie wyzwanie obecnych czasów dla pszczelarstwa, dlatego, że nie potrafimy tej choroby wyeliminować.
Na naszych kursach uczymy pszczelarzy w jaki sposób utrzymać tę chorobę na możliwie niskim poziomie, który nie będzie zagrażał życiu całej rodziny pszczelej. W ogóle temat chorób pszczół na naszych kursach, i tych małych, i tych dużych, jest bardzo mocno podkreślany i często przyszli pszczelarze są zaskoczeni tym, że będą musieli dbać o zdrowie pszczół i je leczyć.
Warroza pojawiła się w Polsce dopiero w latach 80-tych. Została tu przywleczona z Azji, w któej pszczoły w wyniku ewolucji nauczyły sobie z nią radzić, nasze natomiast były i nadal są bezbronne wobec takiego przeciwnika. Jeśli nie zostaną objęte odpowiednią profilaktyką a następnie leczeniem to nie przeżyją. Pasożyt ten wygląda jak mały kleszcz i przyczepia się do ciała pszczoły lub larwy. Pozostawia w tym miejscu małą dziurkę. Porównując, do ciała człowieka taka dziurka miałaby wielkość pięciozłotówki. Ta rana zrobiona przez Varroa Destructor, to drzwi dla wirusów i bakterii, które osłabiają organizm pszczoły. Czyli pasożyty te są swoistym wektorem dla innych chorób pszczół i jeśli jest ich dużo to pszczoły narażone są na atak wirusów i bakterii. Larwa, która ma podczas rozwoju do czynienia z takim pasożytem jest osłabiona. Jeżeli tych pasożytów w komórce, gdzie wychowuje się jedna larwa jest więcej, to po urodzeniu taka pszczoła jest zdeformowana, ma krótszy i powyginany odwłok, ma niepełnosprawne, zdeformowane skrzydła i na przykład w ogóle nie może latać.
W tej chwili warroza żyje w każdej pszczelej rodzinie i daje o sobie znać mniej lub bardziej intensywnie. Dlatego cały czas edukujemy pszczelarzy, nawet tych wieloletnich trzeba cały czas uczyć i przypominać, w jaki sposób prawidłowo leczyć tę zarazę i co robić tak profilaktycznie, żeby albo jej uniknąć, albo po prostu utrzymywać ją na bardzo niskim poziomie.
Ogarnij Ogród: Dość często słyszymy, że rolnicy stosując opryski uśmiercają pszczoły. Dlaczego tak się dzieje? Jak zapobiegać zatruciu pszczół? Wydawać by się mogło, że powinni chronić owady, które są przecież ich sprzymierzeńcami.
Monika Leleń: Wszystko zależy od tego, jakie składniki zawarte są w opryskach i owszem, niektóre z nich są dla pszczół śmiercionośne. Dlatego właśnie paradoksalnie miasto zaczyna być bardziej dla pszczół przyjazne niż wieś.
Natomiast każdy rodzaj oprysku ma jakiś okres prewencji, czasami wystarczy, że rolnik zrobi oprysk w godzinach, gdy owady już nie latają. Zawsze przede wszystkim trzeba przeczytać ulotkę, tam najczęściej są już informacje związane z samymi pszczołami.
Pszczoły – pole rzepaku, autor: Edd/flickr.com
W pasiece w której pracuję, gdzie prowadzimy hodowlę matek pszczelich, jesteśmy po prostu umówieni z rolnikami i oni do nas dzwonią i pytają czy mogą pryskać. Bardzo wiele zależy od dobrej woli i dobrych sąsiedzkich stosunków. Zamiast na rolnika nasyłać policję i wchodzić w konflikt, lepiej iść do niego ze słoikiem miodu i się dogadać. Zawsze trzeba zaczynać od budowania dobrych relacji. Jeśli rolnik nie może czekać z opryskiem, aż pszczoły wrócą do uli, niech da znać dzień wcześniej, ule można przewieźć. W zależności od pory roku i temperatury można pszczoły zamknąć w ulu na czas oprysku. Naprawdę jest wiele sposobów na to, by chronić pszczoły, trzeba się tylko porozumieć.
Ogarnij Ogród: Czy taka pasieka założona w środku lasu to dobry pomysł? Ile uli powinno się w niej znaleźć? Czy są miejsca, w których pasieki lepiej nie zakładać?
Monika Leleń: Jeśli chodzi o las, to nie jest wcale taki zły pomysł, choćby dlatego, że w lesie występuje dużo spadzi. W Polsce wszystkie miody, właśnie oprócz spadziowych, powstają z kwiatowego nektaru. A spadź to taka ciecz, którą wydzielają mszyce albo czerwce. Ale i w runie leśnym jest dość sporo roślin, które wytwarzają nektar, więc las to dobre miejsce do założenia pasieki. Dużo też zależy od tego jak dużą pasiekę chcemy mieć. Jeśli byłoby to 2 do 5 rodzin pszczelich, to myślę, że spokojnie im wystarczy. I po dwóch latach już będziemy wiedzieli, czy jest wystarczająco dużo pożytku czy też musimy dokarmiać pszczoły cukrem, co całkowicie mija się z celem, jeśli musimy dokarmiać je w trakcie sezonu. Wówczas trzeba pasiekę przenieść w inne miejsce.
Pszczoły – pasieka w lesie, autor: Ron W/flickr.com
A te złe miejsca dla pszczół – to przede wszystkim tereny bardzo podmokłe, gdzie rodziny narażone są na powstawanie grzybic. Okolice mocno uprzemysłowione, gdzie pył z kominów osadza się na roślinach. Miejsca mocno zacienione również nie są przyjazne pszczołom albo te narażone na silne porywy wiatru. No i oczywiście zupełnie zabetonowane miasta, gdzie tych roślin jest niewiele.
Ogarnij Ogród: Czy opłaca się mieć pasiekę przy domu?
Monika Leleń: Myślę, że tu trzeba powiedzieć, że warto mieć pasiekę, a nie, że się to opłaca. Małe, hobbistyczne pasieki, a takich jest najwięcej, często muszą do tego dokładać. Ale dzięki temu produkują dla siebie dobrej jakości żywność. Często przy tych 10 rodzinach pszczelich, które posiadają, są w stanie też zapewnić miód dla swoich przyjaciół, dla swojej rodziny czy dla sąsiadów.
Ogarnij Ogród: Co przeciętny człowiek może na co dzień może zrobić by pomagać pszczołom?
Monika Leleń: W Akademii Pszczelarza wypracowaliśmy taki model działania, że zachęcamy ludzi do pomocy pszczołom nie tylko poprzez posiadanie pasieki. Dlatego, że w pewnym momencie osiągniemy zbyt dużą ilości pszczelarzy. Nie może być tak, że przy każdym domu będą stały dwa ule. Natomiast jest bardzo wiele możliwości i metod dzięki którym możemy pomagać pszczołom.
Pszczoły – miasto dla pszczół, autor: David McSpadden/flickr.com
Zacznę może od przykładu, który wydaje się być bardzo odległy od naszego dzisiejszego tematu, jednak wbrew pozorom nie jest. To konsumpcjonizm, zmora dzisiejszych czasów, o której w dodatku nie zdajemy sobie najczęściej sprawy. Uczulamy na to również naszych kursantów, że z jednej strony chcemy być pszczelarzem, a drugiej popadamy w szał zakupów również tych pszczelarskich. Kupujemy mnóstwo rzeczy a potem je wyrzucamy, produkujemy tony plastiku. Ja sądzę, że powinniśmy po prostu dbać o planetę, wtedy jednocześnie będziemy pomagać pszczołom. Wszystko bowiem co robimy dla dobra środowiska, robimy także dla pszczół.
Gdy chcemy pomagać bezpośrednio, to myślę, że dobrym pomysłem jest sadzenie roślin miododajnych w ogrodach. Zamiast kosić trawnik przy ziemi pozwólmy rosnąć na mim chwastom, koniczynie, stokrotkom czy krokusom. I też na balkonach mogą rosnąć rośliny dla pszczół, tzw. rośliny miododajne oraz zioła, które owady te bardzo lubią. Także w ten sposób możemy pomagać pszczołom i zawsze na to uczulam wszystkich.
Fot. główna: Lichtsammler/pixabay.com