27 czerwca 2022 rok (poniedziałek)
Przyleciał, usiadł w pobliżu i było widać, że jest bardzo zmęczony. Dałam mu jeść i pić i myślałam, że zaraz odleci. Ale był z nami przez 5 dni. I choć to przemiły gość był, to było przez niego tylko mnóstwo stresu. A to dlatego, że skurczybyk nic a nic się nie bał. Niemalże można go było pogłaskać. I to bardzo się podobało naszym kotom (a mamy ich 4). Więc ciągle biegałam i albo przeganiałam koty, albo gołębia. Albo siedzieliśmy i go pilnowaliśmy żeby spokojnie zjadł i się napił.
Po dwóch dniach postanowiliśmy coś z nim zrobić, żeby nie zginął śmiercią tragiczną. We wsi obok M. znalazł Pana, który hoduje gołębie. Upewniliśmy się, że nie na rosół. M. pożyczył siatkę na kiju i próbowaliśmy odłowić przybysza. Jednak o ile do ręki podchodził, to na widok podbieraka szybciutko zwiewał. Nie udało się nam go złowić i po 5 dniach sam odleciał.
Dowiedzieliśmy się przy okazji ciekawej rzeczy. Bo gołąb niby pocztowy, ale obrączki nie miał. Otóż Pan-hodowca wyjaśnił nam, że gołębie pocztowe które mają lecieć hen daleko są odpowiednio karmione i suplementowane, żeby miały siłę. I gdy są wypuszczane, to dołączają do nich często takie właśnie osobniki jak ten. Ale nie mają tyle sił i po drodze słabną i zostają. Ot, cytując klasyka: „Zobaczyła żaba, że konie kują i sama nogi podstawia” 🙂 Cudne stworzenie 🙂
P.S. Na taras nie patrzcie, jest w budowie. Moje marzenie – weranda w amerykańskim stylu 😉
<— Poprzedni wpis Następny wpis —>